The European Union’s defense ambitions

W listopadzie 2018 roku Prezydent Republiki Francuskiej i Kanclerz Niemiec zainicjowali rozmowy w sprawie utworzenia struktur wojskowych wewnątrz Unii Europejskiej. W krótkim czasie do tej idei dołączył rząd Hiszpanii.

Czy te trzy państwa nagle odchodzą od zmysłów w czasach, kiedy większość europejskich państw należy do NATO i nie ma konfliktów zbrojnych, w których państwa Unii Europejskiej byłyby stroną?

Czym byłaby wspólna armia europejska, skoro nie ma jednego narodu europejskiego? Czyich interesów miałaby bronić taka armia? Jak zbudować wielonarodową i wielojęzykową strukturę?

Jedno jest pewne – takiej armii obawialiby się także Amerykanie, bo byłaby ona dowodem na autonomię Europy, coraz mniejszą zależność od Stanów Zjednoczonych. Także zależność gospodarczą, polityczną, a więc chodzi o władzę i pieniądze.

Co na to Europejczycy? Według Eurobarometru 75 % mieszkańców Unii Europejskiej opowiada się za wspólnotowymi siłami zbrojnymi. Jeszcze 2017 roku aż 79 % obywateli UE chciało niezależności od Stanów Zjednoczonych, także niezależności militarnej.

Problem tkwi tylko w tym, że ta „super armia” nie może być tylko ideową Francji, Niemiec i ewentualnie kilku innych państw – jeśli już – powinna zrzeszać wszystkie państwa Unii Europejskiej i ewentualnie kraje sprzymierzone.

Jaka powinna być ta nowa, europejska, wspólna armia?

Na pewno nawiązująca do deklaracji Saint-Molo z 1998 roku, czyli wyrażać pogląd, że narody europejskie powinny być znowu zdolne do samodzielnej obrony swoich krajów.

Aktualnie państwa europejskie, poza strukturami NATO, czyli samodzielnie, nie są w stanie połączyć sił w pięciu obszarach działań wojennych – na lądzie, wodzie, w powietrzu, kosmosie i cybernetycznie.

Analizując możliwość zbudowania nowoczesnej, niezależnej armii w strukturach Unii Europejskiej, warto zastanowić się, czy państwa europejskie dysponują dostateczną wiedzą techniczną, aby także samodzielnie konstruować i produkować sprzęt wojskowy? Wydaje się, że aktualnie nie. Widać to doskonale choćby na przykładzie Polski. Większość techniki i technologii kupujemy dzisiaj od Amerykanów. Europejskim armiom potrzebny jest nowoczesny sprzęt – czy to budując wspólną armię, czy teraz. Uniezależnienie się od Amerykanów i być może zarobek na sprzedaży produkowanego na dużą skalę w Europie uzbrojenia wymagałoby dużych inwestycji w zaawansowaną technologię, stworzenie kooperacji w ramach struktur produkcyjnych i eksportu. Temat własnych zbrojeń jest z pewnością drogi. Jednak nie mniej drogie jest kupowanie od Amerykanów, którzy już dziś będąc niemal monopolistami, dyktują ceny, horrendalne.

Analizując dzisiejszą sytuację zbrojeń krajów Unii Europejskiej widać wyraźną tendencję w spadku budżetów przeznaczonych na owe zbrojenia. Europejczycy konsekwentnie przez wiele lat rozbrajali się. Jakby na przekór światowi zewnętrznemu, nieustannie biorącemu udział w wyścigu zbrojeń. W jakim są wojska krajów członkowskich Unii Europejskiej doskonale widać na przykładzie Polski – to moja subiektywna ocena, ale – skoro musimy zapraszać na nasze terytorium obce wojska w celu ochrony naszego kraju, to oznacza, że sami jesteśmy bardzo słabi. Używany sprzęt wojskowy w większości mocno odstaje od realnych potrzeb – widać to na przykładzie przetargów organizowanych przez Wojsko Polskie – w lipcu i sierpniu 2020 roku wysprzedawane są Lubliny, Honkery, a nawet Fiaty 125p z silnikami od Poloneza, o Starach pamiętających Układ Warszawski nie wspominając. Taki sprzęt nadal w większości jest używany przez nasze siły zbrojne. A wielu analityków mówi, że choćby niemiecka armia wcale nie jest lepsza od naszej. Czyli dobrze nie jest. Analizując kolejne państwa europejskie – Francja już zapowiada, że nie będzie mogła sobie pozwolić w najbliższych latach na modernizację arsenału atomowego, nabywać nowe lotniskowce, o pracach nad bronią kosmiczną nie wspominając. 2% PKB na siły zbrojne to za mało.

Czy zatem rozwiązaniem może być NATO? Wydaje się, że z sojuszu staje się protektorem, narzędziem w rękach USA. Jak wielkim „dyktatorem” jest dzisiaj Ameryka znowu widać na przykładzie aktualnej polityki Polski w zakresie zbrojeń – niemal całkowicie uzależniliśmy naszą obronność od tego jednego państwa.

Fakty z ostatnich lat mówią o realizacji wspomnianej w Traktacie z Lizbony (przez polską stronę ratyfikowany przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego) wspólnej polityki obronnej. Co prawda Traktat Lizboński wspomina, że polityka obronności może być realizowana przez państwa członkowskie Unii Europejskiej „na własną rękę”, autonomicznie lub we współpracy z NATO, ale też nawiązuje do ewentualnej wspólnej obronności. Dzisiaj realizowana jest ona głównie w ramach PESCO, czyli realizacja projektów takich, jak europejskie dowództwo medyczne, system nadzoru morskiego, wzajemną pomoc dla zespołów ds. bezpieczeństwa cybernetycznego i szybkiego reagowania oraz wspólną szkołę wywiadu UE. Ponadto Unia Europejska zacieśniła współpracę z NATO w 74 obszarach, zwłaszcza w skutecznym finansowaniu misji cywilnych i wojskowych. Obecnie UE prowadzi kilkanaście takich misji na trzech kontynentach. Od czerwca 2017 r. istnieje nowa struktura dowodzenia i kontroli (MPCC), której celem jest usprawnienie zarządzania kryzysowego w UE.

Na szczycie NATO w Walii w 2014 roku państwa UE będące członkami NATO zobowiązały się do wydania do 2024 roku 2% swojego produktu krajowego brutto (PKB) na obronę. Parlament Europejski wezwał państwa członkowskie do spełnienia tego zobowiązania. Szacunki NATO na 2018 roku pokazują, że tylko sześć krajów (Grecja, Estonia, Wielka Brytania, Łotwa, Polska i Litwa) wydało na obronę 2% swojego produktu krajowego brutto (PKB).

Jednak budowanie obronności UE to nie tylko większe wydatki, ale także ich efektywne wykorzystanie. Kraje Unii Europejskiej łącznie wydają na obronność niewiele mniej, niż Stany Zjednoczone. Problem jednak polega na tym, że mają zróżnicowany sprzęt, zróżnicowane systemy dowodzenia, zróżnicowane struktury wewnętrzne swoich armii, wreszcie nie posiadają wystarczającej technologii, uzależniając się od dostawców pozaeuropejskich. Jeśli Europa ma stać się graczem także w dziedzinie projektowania, produkcji i sprzedaży sprzętu wojskowego, to musi pokonać na tym polu nie tylko Stany Zjednoczone, ale i Chiny, a za chwilę także i Rosję.

Aby wywierać wpływ na politykę światową Unia Europejska potrzebuje zaznaczyć swoją obecność na wielu kontynentach. Nie tylko dyplomatycznie, nie tylko gospodarczo, ale i militarnie. Doskonałym przykładem jest Bliski Wschód, na którym kraje europejskie nie liczą się prawie wcale. Integracja europejskich sił zbrojnych powoli następuje. Oby nie ominęła Polski, zapatrzonej na Stany Zjednoczone, które będą lub nie będą miały interesu bronić wschodniej Europy. Ukrainie po atakach Rosjan na ich wschodnie i południowe tereny Amerykanie zbrojnie nie pomogli. Na nielicznych sankcjach gospodarczych wobec Rosji i wielu słowach wsparcia skończyła się amerykańska pomoc. Tak, Ukraina nie jest w NATO. Jednak warto pamiętać te słowa: „Gwarancje bezpieczeństwa w zamian za rezygnację z broni atomowej”. Tak brzmiało porozumienie między Ukrainą, Zachodem (głównie Stanami Zjednoczonymi) a Rosją. Dzisiaj o gwarancjach przypomina się niechętnie, a Kijów czuje się oszukany. Może warto wyciągnąć z tego lekcję. Na koniec jeszcze jedna dygresja: czy po wyborach prezydenckich 2020, zmianach w polskim trójpodziale władzy, płaceniu za pobyt amerykańskich żołnierzy w naszym kraju, część Polaków nadal chce być w Unii Europejskiej, czy ma inny pomysł na bezpieczeństwo militarne i ekonomiczne Polski?

Słabość wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa zjednoczonej Europy

       Unia Europejska w wielu kwestiach przyjmuje jednorodny charakter, jak gdyby była państwem. Większość państw Unii Europejskiej posiada wspólną walutę (euro), a nawet prowadzi wspólną kontrolę graniczną (Strefa Schengen, Frontex). Unia Europejska ma również wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa („WPZiB”) oraz wspólną polityki bezpieczeństwa i obrony wraz z odpowiednimi instytucjami. Chociaż wiele z obszarów będących fundamentami UE łączy kraje członkowskie, to bywało w przeszłości i nadal bywa, że najważniejszych kwestiach, takich jak polityka bezpieczeństwa i polityka energetyczna, Wspólnota nie mówi jednym głosem lub mówi za słabo.

Słabość polityki bezpieczeństwa Wspólnoty Europejskiej można było obserwować konfliktu zbrojnego w byłej Jugosławii. Terytorium byłej Jugosławii to obszar pełen napięć na tle narodowościowym i religijnym. W tej trwający w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku konflikt zaangażowało się ONZ, ponosząc sromotną klęskę bezsilności. Pomimo, że Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję nr 819 o zapewnieniu wsparcia lotniczego przez wojska NATO dla UNPROFOR, to od wybuchu wojny w 1992 roku do 1995 roku sprzymierzone wojska USA, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Rosji pod egidą ONZ nie mogły powstrzymać masowego ludobójstwa.

Państwa postjugosłowiańskie ze względu na bliskość geograficzną stanowią szczególne wyzwanie dla Unii Europejskiej. Wspólnota Europejska była zaskoczona rozpadem Jugosławii i zdecydowanie zbyt wolno na niego reagowała. Początek lat dziewięćdziesiątych XX w. był okresem, kiedy uwaga WE była skupiona na innych wydarzeniach na arenie międzynarodowej, takich jak zjednoczenie Niemiec, rozpad Związku Radzieckiego czy wojna w Zatoce Perskiej. Narastający konflikt w Jugosławii stał się jednak zagrożeniem dla bezpieczeństwa WE. Działania na terenie byłej Jugosławii były sprawdzianem polityki bezpieczeństwa Wspólnoty Europejskiej, która niestety nie zasłużyła na dobrą ocenę. Po wybuchu wojny domowej w Jugosławii, WE podjęła się mediacji konfliktu w Słowenii -wysłała misję na szczeblu „trójki”, osiągając sukces dyplomatyczny – podpisanie zawieszenia broni. Wzmożenie walk wymusiło jednak na WE ustanowienie sankcji gospodarczych oraz embarga na handel bronią z Belgradem. Tymczasem w miarę, jak konflikt przybierał na sile, WE była stopniowo marginalizowana Organizację Narodów Zjednoczonych, jak i poszczególne państwa NATO, w tym USA.

Dzisiaj w Syrii i na Ukrainie istnieje realne ryzyko ponownego wystąpienia problemów znanych z Jugosławii: paraliż, brak działania i możliwy do uniknięcia rozlew krwi. Przez weto Rosji sparaliżowana może zostać Rada Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych. Patrząc na sytuację z lat dziewięćdziesiątych, należy zauważyć, że dzisiaj Europa jest w jeszcze gorszej sytuacji, ponieważ wówczas Rosja była jej sojusznikiem, a dziś raczej stroną wspierającą zbrojnie rebeliantów, finansującą ekstremistyczne ideologie i wysyłającą najemników, prowadząc do poważnych naruszeń praw człowieka, fragmentując państwa i budując niepewność, zwłaszcza w Europie środkowej, ale i zachodniej, do której trafiają uchodźcy z krajów objętych konfliktami zbrojnymi.

Szansą na uniknięcie wielu błędów Wspólnoty Europejskiej jest prowadzenie spójnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Unii Europejskiej. Przyczyn słabości politycznej Unii Europejskiej należy upatrywać głównie w braku wyraźnego przywództwa politycznego w Unii Europejskiej. Mogłoby ono nie tylko przeforsować, ale także wyegzekwować prowadzenie dynamicznej i efektywnej polityki zagranicznej, choćby w odniesieniu do Ukrainy. Niestety widzimy w Europie narastające ruchy wspierające niezależność poszczególnych państw, a nie obranie wspólnego lidera/liderów, mocnych w negocjacjach z Rosją, czy krajami Bliskiego Wschodu. Kolejny problem dzisiejszej zjednoczonej Europy to kryzysy finansowe oraz różnorodne towarzyszące finansom implikacje dotyczące np. sfery społecznej, instytucjonalnej, przywództwa politycznego i legitymizacji. Istotnym problemem dla UE są różne pomysłu na prowadzenie wspólnej polityki zagranicznej, a zwłaszcza kwestie związane z przyjmowanie imigrantów i polityką ochrony granic. Czynnikiem osłabiającym działania instytucji unijnych jest konieczność uzyskania poparcia przez wszystkie państwa członkowskie. Tutaj rozbieżności stanowisk może wydłużyć lub całkowicie zniweczyć proces decyzyjny. Wskazać należy również różnice poglądów o charakterze politycznym występujące pomiędzy poszczególnymi instytucjami lub państwami UE. Piętą achillesową Wspólnoty jest długotrwałość decyzyjnych. Są one wydłużane m.in. w wyniku niekończących się konsultacji pomiędzy poszczególnymi państwami lub organami, albo na skutek złożonych procedur instytucjonalno-prawnych.

Autor: Paweł Gondek